Joninowie

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Błękitna Gildia Strona Główna -> Biblioteka gildii
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Śro 15:24, 11 Sty 2006    Temat postu: Joninowie

Znudzeni monotonią codzienności zapragnęli czegoś nowego, ekscytującego, wyzwania. Ten, od którego się wszystko zaczęło długo zmagał się z tą myślą. Wiele nocy nie spał, gdyż w jego głowie kotłowały się plany. Pewnego razu nastąpił przełom. W niewielkiej bibliotece, klasztoru, o którym nie warto nawet wspominać, Dalamar natrafił na wzmianki o opuszczonym i przeklętym mieście Shadar Logoth. Nic dokładnego, zaledwie kilka zdań i niezbyt dokładna mapa. Jednak to wystarczyło. Zebrał drużynę, uzyskał zgodę władz Twierdzy Przymierza i zaczął precyzować wszystkie swoje plany.
Było ich dziesięciu:
- Dalamar (TP)
- Fenris (TP)
- Thral (TP)
- Argail (TP)
- Lord Soth (TP)
- Śpiew Piorunów (BG)
- Balthor (BG)
- Qithes (Gumbas)
- Gepard (Gumbas)
- Lucyfer (GWN)
Ich plan składał się z dwóch etapów.
Po pierwsze, zdecydowali wyruszyć pod sztandarem gildii Joninów Rivangoth. Wybór ten nie był przypadkowy. Jej mistrzem był znienawidzony przez wojowników Twierdzy niegodziwiec i szubrawiec także nieudacznik – Belbar, mieniący się również Cieniem. Tą część zadania złożyli na barki Lucyfera. Strącił on Belbara z mistrzowskiego tronu i sam na nim zasiadł, byłego mistrza wyrzucając za bramy.
Drugą częścią planu była wyprawa do Shadar Logoth. Do drużyny pod dowództwem Dalamara dołączył się również alchemik, a zarazem zielarz Joninow – czarodziejka zwana Aes Sedai.
Droga nie była długa, choć bez mapy i wiedzy Aes Sedai zapewne nigdy nie znaleźliby tego miejsca ukrytego pośród lasów i wzgórz.

Na niskich wzniesieniach droga cały czas podnosiła się i opadała, teren nigdzie nie był płaski. Biegła po martwym poszyciu, pod nagimi gałęziami drzew. Grupa jechała w niewielkiej rozsypce.
- Strzeżcie się – powiedziała czarodziejka – Podobno przekleństwo Shadar Logoth wywarło swój wpływ również poza jego murami. Ponoć dostępu do miasta strzegą Trolloki - półludzkie bestie o zwierzęcych pyskach pod dowództwem Myrddraali zwanych inaczej: półludźmi, bezokimi lub pomorami księgi mówią, że straszliwi to wojownicy.
Jakby wywołany słowami czarodziejki z zachodu dobiegł ich przenikliwy lament rogu. Dalamar natychmiast rozejrzał się dookoła, Fenris poczuł, jak przenika go dreszcz. Potrafil jednak zdobyć się na spokój i ocenić, że ów dźwięk dobiega ich z odległości, conajmniej 3 mil.
- Czas przyśpieszyć powiedział Dalamar i zbliżył się do Lucyfera – Prowadź ich. Ja zobaczę, co się dzieje.
Przyłożywszy dłoń do szyi swego czarnego rumaka Mandarba pogalopował w dół zbocza. Głos rogów zabrzmiał ponownie. Pozostali schwycili wodze, gotowi natychmiast ruszyć do galopu.

- Czy nie można jechać szybciej? - Spytał Argail – Te rogi SA coraz bliżej.
Śpiew Piorunów potrząsnął głową.
- A dlaczego chcą, abyśmy wiedzieli, że tu są? Bo pogalopowalibyśmy do przodu, nie zastanawiając się, co może tam na nas czekać.

Jedna mila, pomyślał z niepokojem Qithes, kiedy nagle zza wzgórza wypadł Galopujący Dalamar. Zrównał się z grupą, ściągając wodze swego wierzchowca.
- Co najmniej trzy tarany Trolloków, każdym dowodzi Półczłowiek. Może nawet pięć.
- Nie spodziewałam się ich tak wielu – stwierdziła Aes Sedai, poruszając się nerwowo w siodle.
- Czy dobrze rozumiem – spytał Fenris – Dalamar twierdzi, ze jest za nami trzystu a może pięciuset Trolloków. Okrążaja nas, będą przed nami za niecała godzinę.
- Rozpraszają się, aby zajechać nam drogę – ciągnął Dalamar, – przy czym wszystkie oddziały wysłały już zwiadowców.
- Dokąd chcą nas zapędzić? – zadumał się Argail.
- Chcą nam odciąć drogę do Shadar Logotch – odpowiedziała czarodziejka – Za nic nie wejdą do miasta w nocy, a nie chcą, żeby przepadł im tak łup.
- Ruszamy na północ – rozkazał Dalamar.

Śpiew Piorunów starał się patrzeć we wszystkich kierunkach jednocześnie, w jego wyobraźni szare pnie drzew, postrzegane kątem oka, zmieniały się w zaczajone Trollowi. Rogi było już słychać coraz bliżej. Tuż za plecami, tego był pewien. Tuż za nimi i wciąż coraz bliżej.
Wjechali na kolejne wzgórze.
Z przeciwnej strony wspinały się Trollowi, niosły tyki zakończone wielkimi zwojami lin albo długimi hakami. Było ich bardzo wiele. Szereg ginął poza zasięgiem wzroku, pośrodku, dokładnie naprzeciwko Dalamara, jechał Pomor.
Myrddraal zawahał się przez chwile, kiedy na szczycie wzniesienia dostrzegł ludzi, ale zaraz potem wyciągnął miecz z czarnym ostrzem – na jego widok Balthor poczuł mdłości – i wykonał zamach nad głową. Szereg Trolloków ruszył naprzód.
Dalamar trzymał miecz w ręku, jeszcze zanim Myrddraal zdążył się poruszyć.
- Trzymajcie się mnie! – krzyknął.
Mandarb pogalopował w dół zbocza, w stronę Trolloków.
Lucyfer poczuł ścisk w gardle, ale pognał swego siwka do przodu, wszyscy pozostali ruszyli w ślad za ta dwójka.
Pomor wpatrywał się w szarżujących jeźdźców. Czarne ostrze zastygło nad jego głową, a otwór w kapturze rozchylił się.
Dalamar dopadł Myrddraala, pozostali rzucili się na Trollowi. Miecz Dalamara uderzył w czarna stal, rozległ się donośny dźwięk przypominający brzmienia dzwonu. Jego echo przetoczyło się po całej kotlinie, a blask niebieskiego światła wypełnił powietrze niczym błyskawica.
Półludzkie bestie o zwierzęcych pyskach zakotłowały się wokół ludzi, wywijając swymi chwytakami i arkanami. Omijały jedynie Dalamara i Myrddraala, którzy walczyli w pustym kręgu; ich czarne konie krokiem odpowiadały na krok, a miecze parowały cios za ciosem. Powietrze wypełniał błysk i huk.
Biała klacz to rzucała się do przodu, to uskakiwała, posłuszna rozkazom delikatnej dłoni Aes Seda, ściskającej jej wodze. Czarodziejka wywijała swą laską z równą zaciętością, jaką widać było na twarzy Dalamara. Trollowi ogarniał płomień, który po chwili wybuchał z rykiem, aby pozostawić po sobie na ziemi okaleczone, znieruchomiałe kształty.
Siwek odwrócił się, Lucyfer na moment dojrzał Thrala, który niebezpiecznie wychylony z siadła usiłował wyrwać topór z rąk trzech Trolloków. Trzymali już go za ramię i obydwie nogi. Siwek skoczył do przodu, Lucyfer widział teraz jedynie Trollowi.
Któryś ze stworów doskoczył do jego nogi i schwycił ją, wyrywając ze strzemiona. Dysząc ciężko Lucyfer wychylił się z siodła aby go odkopnąć, ale hak ściągnął go natychmiast tył i przed upadkiem uratował go jedynie silny uchwyt wodzy. W tym samym momencie hak przestał ciągnąć, a trollom puścił jego nogę i wrzasnął. Krzyk poniósł się również wśród wszystkich trollokow, brzmiało to tak, jakby wszystkie psy na świecie poszalały i wyły teraz jednocześnie.
Bestie padały, wiły się na ziemi, wydzierały sobie włosy i drapały twarze. Gryzły ziemię, chwytały rozpaczliwie powietrze. I Wyły nieprzerwanie.
Wtedy Lucyfer zobaczył Myrddraala. Nadal siedział wyprostowany na grzbiecie swego wściekle wierzgającego ogiera, nadal wymachiwał czarnym mieczem… ale już nie miał głowy.
- Umrze dopiero o świcie – Aes Sedai musiała to wykrzyczeć, aby zagłuszyć niesłabnący wrzask. – Ale też nie do końca. Przynajmniej tak słyszałam – dodała ciężko dysząc.
- Jazda! – krzyknął gniewnie Dalamar – to jeszcze nie wszyscy !

Rogi ujadały jak ogary, gdy wyczują jelenia. Pierścień obławy zamykał się. Dalamar przyspieszył galop i konie wspinały się teraz na wzgórza jeszcze bystrzej niż dotychczas, a potem niemalże rzucały w dół zbocza. Jednak dźwięki rogów zbliżały się coraz bardziej, aż zaczęły ich dochodzić w przerwach miedzy nimi gardłowe okrzyki ścigających. Gdy w pewnym momencie osiągnęli szczyt kolejnego wzgórza, na pobliskim wierzchołku znowu pojawiły się trollowi. Całe wzniesienie aż poczerniało, widać było wykrzywione pyski, słychać wycie. Dowodziły nimi trzy Myrddraale. Obydwie grupy dzieliła odległość zaledwie stu piędzi. Serce Lucyfera skurczyło się jak zeschłe winogrono. Trzej Myrddraale!
W jednej chwili Półludzie unieśli miecze, trollowi zakotłowały się na zboczu, wydając niskie okrzyki tryumfu. W biegu wymachiwali żerdziami.
Aes Sedai zsiadła z grzbietu Aldieb. Spokojnym ruchem sięgnęła do swej sakiewki, z zawiniątka błysnęła kość słoniowa. Angreal. Z figurka w jednej dłoni i laską w drugiej, Aes Sedai stanęła przodem do nacierających trolloków i Pomorów, podniosła wysoko laskę i wbiła ja z całej siły w ziemię.
Rozległo się dudnienie przypominające uderzenie drewnianego młota w żelazny kocioł. Głuchy brzęk cichł stopniowo, aż w końcu zamarł. Cała okolica jakby zastygła.
Grunt pod nogami siwka zaczął się trząść. Drżenie przeszło w gwałtowne wstrząsy, Które poruszyły wszystkimi drzewami rosnącymi dookoła. Siwek Lucyfera o mało nie upadł. Nawet Mandarb i pozbawiona jeźdźca Aldieb zachwiały się jak pijane, pozostali musieli przytrzymywać się wodzy, grzyw lub czegokolwiek żeby nie pospadać z siodeł. Aes Sedai stała w tym samym miejscu co przedtem. Ani ona, ani jej broń nie poruszyły się nawet odrobinę, choć wszystkim wokół targały wstrząsy. Nagle ziemia zmarszczyła się i wytrysnęła w kierunku trolloków, niczym mnożące się na stawie fale. Trollowi na przeciwległym wzgórzu padały jak podcięte i staczały się wprost do rozwścieczonej ziemi. Myrddraale jednak, nie bacząc, że ziemia wokół nich stawała dęba, ruszyły szeregiem do przodu, ich czarne konie ani razu nie zgubiły kroku, stawiając kopyta zgodnym rytmem. Trollowi spadały ze zbocza pod nogi czarnych rumaków, wyjąc i drapiąc ziemie, ale Myrddraale powoli jechały do przodu.
Czarodziejka uniosła laskę i ziemia znieruchomiała, lecz jej dzieło nie dobiegło jeszcze końca. Wycelowała laske w strone kotliny pomiedzy wzgórzami i wtedy wytrysnęła tam fontanna ognia wysokości dwudziestu stóp. Rozłożyła ramiona i ogień pomknął wszędzie tam, gdzie sięgał jej wzrok, tworząc ścianę, która oddzieliła ludzi od trolloków.
Nagle Aes Sedai zachwiała się i byłaby upadła gdyby Dalamar nie zeskoczył z konia, aby ja podtrzymać.
- Jedźcie dalej! – nakazał pozostałym – Ostry ton jego głosu kłócił się z delikatnością, z jaką posadził czarodziejkę na grzbiecie klaczy. – Ten ogień nie będzie płonął wiecznie.

Jechali stale oglądając się za siebie i dlatego też nie od razu dostrzegli rozciągający się przed nimi widok. Po chwili jednak wlepili weń zdumiony wzrok. Wielka, nieregularna masa, w wielu miejscach równie wysoka, jak wyrastające z niej drzewa i jeszcze wyższe iglice. Wszystko porastały bezlistne winoroślą oraz jakieś inne pnącza.
- To miasto – ktoś krzyknął.
Po chwili zauważyli również miejskie mury, iglice okazały się wieżami strażniczymi.
- Patrzcie, jakie to wszystko zrujnowane.
Prawie pod każdym niższym fragmentem muru znajdowały się porośnięte chwastami pagórki: gruz. Nie było dwu jednakowej wysokości wież.
- Tutaj – odezwał się Dalamar.
Zatrzymał Mandarba przed resztkami bramy, wystarczająco szerokiej by mógł przez nią przemaszerować rząd dwudziestu ludzi. Po samych bramach nie zostało zresztą nic oprócz przełamanych i porośniętych dzikim winem strażnic.
- Wejdziemy tędy. Jesteśmy na miejscu, To Shadar Logoth.
Powrót do góry
Khhagrenaxx
Gość gildii


Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 2189
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Racibórz/Wrocław
Płeć: Facet

PostWysłany: Śro 16:25, 11 Sty 2006    Temat postu:

Wiele o nich słyszałam, aczkolwiek wszystko to informacje mętne...Niejasne dla kogoś takiego jak ja, kto zaledwie od trzech miesięcy gości w tej krainie...

Tashlara z zaciekawieniem przysłuchiwała się historii opowiadanej przez Lucyfera. Zreszta jak każdej historii... Ta jednak była inna od większości, które słyszała... Tak - Lucyfer to świetny mówca - przemknęło jej przez główę gdzieś na poczatku, jednak potem... Potem nie było już czasu na ocenę, potem zmierzała razem z tymi dzielnymi wojownikami do Shadar Logoth, walczyła z tymi hordami i z wierzchowcem, który oszalał w potwornyum zgiełku bitwy...

W końcu udało jej się dotarzeć do Shader Logoth. Z wolna wszystko się rozmyło; zniszczone miasto dłwione przez pnacza w potwornym uścisku, kupy gruzu, zrujnowane wieże... W końcu dojrzała twarz tego, który opowiadał...

Dobrze Cię poznać, Lucyferze, moje imię Tashlara... skłoniła się i odeszła, najprawdopodobniej w kierunku karczmy...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Błękitna Gildia Strona Główna -> Biblioteka gildii Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Bluetab template design by FF8Jake of FFD
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin