churchillek
Przyjaciel gildii
Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 885
Przeczytał: 1 temat
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 9:30, 23 Maj 2006 Temat postu: Bóg Gór |
|
|
Jako iż kroniki troszkę zostały zapomniane postanowiłem napisać coś ot tak, nie wysilając się specjalnie. Miłego czytania.
Zmieć rozszalała się nagle, wielka i groźna biel przeganiająca wszelkie ciepło. Płatki śniegu rozpoczęły swój balet, okrywając świat mroźnym całunem. Wicher wył opętańczo wśród strzelistych grani, ze świstem opadał w doliny.
Stał patrząc przed siebie krystaliczno błękitnymi oczyma. Wiatr szarpał jego długimi, szarymi włosami i odzieniem. Chłód przywołał rumieńce na blade policzki mężczyzny.
Stojąca na najwyższym szczycie figurka zdawała się być krucha i słaba, zdana na pastwę żywiołu.
W rzeczywistości jednak nic mu nie groziło. To on przywołał na świat to lodowate szaleństwo, on nad nim panował.
Czuł, jak w jego żyłach krąży moc mogąca niszczyć i tworzyć.
W dole jakaś ciemna plamka uparcie parła naprzód. Wędrowiec zabłąkany wśród śnieżycy.
Z każda chwilą siły coraz bardziej go opuszczały, a zimno przenikało na wskroś. Powoli stawiał krok za krokiem - byle się nie zatrzymać, nie dać się ogarniającej senności.
Jego spojrzenie nie miało w sobie odrobiny litości, ust nie wykrzywiał gniewny grymas ani szyderczy uśmiech. W jego sercu nie było nienawiści.
Był wiatrem i bystrym strumieniem, kozicą i urwiskiem, samotną sosną i pełną bajecznych kryształów grotą. Był jednocześnie samą krainą, jak i jej panem.
A człowiek, który trafiał do jego królestwa, powierzał swe życie najbardziej pierwotnym siłom Natury.
Podróżnik zachwiał się na nogach. Nic już nie widział, uszy wypełniały mu dziwne głosy. Sam śnieg wydawał się do niego szeptać.
Wiedział już, iż przegrał tę walkę. Ku swemu zdziwieniu nie martwił się tym wcale. Cieszył się, że umrze pokonany przez dziką przyrodę, że za grób posłużą mu piękne ale niedostępne góry.
Zamknął oczy.
Bicie jednego serca ustało, nie zakłócając jednak starożytnego, wypełniającego cały świat, rytmu. Biel powoli pokrywała nieruchome ciało.
Pozwolił, by wszystko ucichło. Wicher wytracił swą prędkość i stał się zefirem, niosącym ze sobą rześki zapach mrozu. Chmury się rozstąpiły, odsłaniając chylące się ku zachodowi słońce.
Opuścił ręce wzdłuż tułowia, lekko pochylił głowę. Był zupełnie spokojny. Jego kraina tak urzekała swą urodą, że nawet on westchnął z zachwytu. Wszystko mieniło się ciepłymi kolorami zmierzchu.
Gdzieś w oddali wyły wilki, czekając na nadchodzącą noc i łowy w świetle księżyca.
Zmienił się w jednego z nich i popędził, by dołączyć do odwiecznego pulsu Ziemi.
|
|